- Wciąż tu jestem, Elen - powiedział z naciskiem na jej imię mężczyzna, a do jej uszu dobiegł po chwili jego przerażający chichot.
Drgnęła gwałtownie, otwierając tym samym powieki. Jej szeroko otwarte oczy spoczęły na chłopcu okrętowym, który klęcząc przed nią wpatrywał się w nią zaskoczonym wzrokiem. Dopiero po chwili zauważyła, że mocno trzyma go za nadgarstek. Dochodząc powoli do siebie westchnęła ciężko, puszczając go.
- Co jest? - spytała oziębłym tonem, zakrywając na chwilę oczy wierzchem dłoni.
- Niedługo dopłyniemy do Thorpe Bank - odparł, masując obolały nadgarstek. - Przepraszam, jeśli cię wystraszyłem.
Słysząc to prychnęła, podnosząc się tym samym z miejsca.
- Nie żartuj.
Ten uśmiechnął się tylko pod nosem, oddalając po chwili. Elen westchnęła po raz kolejny, ocierając pot z czoła.
Cholera, znowu to - pomyślała, zaciskając mocno wargi. Spojrzała w stronę punktu, do którego powoli zbliżał się statek towarowy. Thorpe Bank. Nazywany również "Szlachecką Wyspą". Kolejny kraj należący do Światowego Rządu, tonący w bogactwach i zasiedlany głównie przez ludzi wysoko postawionych w hierarchii społecznej. Całkowite przeciwieństwo miasta, z którego płynę - przemknęło jej przez myśl, wywołując tym samym ironiczny uśmiech na ustach. Znalezienie Barryego może nie być takie łatwe, wiedząc że nie można rzucać się w oczy. Przybyła tu z powodu tylko jednego człowieka, nie miała zamiaru marnować czasu na żołnierzy stacjonujących na wyspie czy rządowych urzędników.
Spojrzała na Log Pose znajdujący się na jej nadgarstku. Igła magnetyczna drgała lekko, wskazując na wyspę oddaloną o około 30 minut drogi. Podeszła do prawej burty statku, wciągając po chwili do płuc zapach morskiej wody. Jedna z niewielu rzeczy, które potrafiły ją uspokoić i zapomnieć o rzeczywistości. Teraz nie miała jednak czasu na takie przyjemności. Wróciła po leżący pod jedną ze skrzyń plecak, po czym założyła go na jedno ramię.
- To będzie ciężki dzień - Westchnęła ciężko, lecz mimo to uśmiech zagościł na jej twarzy.
*
Miała ochotę ich zabić. Wszystkich. Wystrzelać co do jednego.
Takie myśli nasilały się w jej głowie z każdym postawionym na tej wyspie krokiem. Roześmiane, szydercze twarze ludzi wysoko urodzonych, szydzących przy każdej nadarzającej się okazji z niższych stanów przyprawiały ją o wstręt i obrzydzenie. Nie rozumiała jak ludzie mogą być tak niewrażliwi na cierpienie innych i bez żadnych skrupułów potrafili pluć im w twarz. Tym światem od zawsze rządził pieniądz, to nigdy się nie zmieniło. Jeśli ich nie posiadałeś, byłeś skreślony już na starcie, odsunięty w najczarniejszy zakątek marginesu społecznego. Mogłeś dostać za nie wszystko. Miłość, przyjaźń. Ostatnimi czasy miała wrażenie, że nawet ludzką duszę. Świat idzie w złą stronę. A ona urodziła się po to, żeby to zakończyć.
Mijała bogato zdobione, kolorowe budynki, niektóre przyozdobione szczerym złotem, z którego wykonane były również ławki znajdujące się obok poszczególnych domów. Ramy okienne, jak i same szyby wyglądały na wykonane z materiałów wysokiej jakości, co pociągało za sobą kolejne wysokie koszty. Egzotyczne kwiaty kwitnące w pozłacanych donicach przyciągały swoją uwagę niezwykłą barwą i zapachem. Wszędzie gościło bogactwo i nieopisany przepych. Tak, jakby miasto miało niedługo stać się całe ze złota i drogocennych minerałów.
Przystanęła przy fontannie znajdującej się w centrum zatłoczonego miasta, będącej jego wyróżnikiem. Trzypoziomowa, ogromna fontanna wykonana była z prawdziwej porcelany, a wylewająca się z niej woda swoim ogromem sprawiała wrażenie wodospadu. U jej szczytu, stojący na jednej nodze kupidyn zerkał w dół na przechodniów, trzymając w dłoni charakterystyczny dla niego łuk i strzałę. Żałosne - przemknęło jej przez myśl. Odwracając się do niej plecami, wyciągnęła z wewnętrznej kieszeni płaszcza mapę wyspy. Może nie była szczegółowa, ale powinna pokierować ją na prawdopodobne miejsce przekazania broni.
- Jakie miejsce mogło być wygodne dla Barryego?
Cholera. Port czy magazyny na skraju miasta były zbyt oczywistymi miejscami. Barry nie jest głupi, żeby pozwolić sobie na taki błąd. Z drugiej strony nie miała czasu na spacerki krajoznawcze po całej okolicy. Nie było na to czasu. Wypytywanie okolicznych mieszkańców również nie wchodziło w grę. Nie miała najmniejszego zamiaru rozmawiać z tymi bogatymi ścierwami. Przeklęła pod nosem. Chyba nie przemyślała zbyt dobrze całego planu działania.
- Zatrzymaj się! - Drgnęła gwałtownie, kierując wzrok w kierunku trzech ubranych w czerwone mundury mężczyzn, którzy wybiegli zza jednej z ciemnych uliczek w pościgu za małą dziewczynką. Nie mogła mieć więcej niż 12 lat, a pierwszym co najwyraźniej rzucało się w oczy była jej podarta, zielonkawa sukienka, cała w osmolonych plamach. Biegła przed siebie co sił w nogach, a przy tym dysząc ciężko, przycisnęła do piersi bochenek chleba i kilka owoców. Jej lekko sięgające za ramiona włosy w kolorze ciemnego blondu rozwiewane były przez wiatr, a duże, zielone oczy z wyraźną paniką spoglądały przez ramię na ścigających ją żołnierzy. Przechodzący mieszkańcy odsuwali się od niej z odrazą, nie utrudniając jej tym samym drogi ucieczki.
- To niedobitek! - krzyknęła z przerażeniem jakaś kobieta, przytulając się do ściany najbliższego budynku. - Jakim cudem jeszcze żyje?! Zastrzelcie to!
Mundurowi ściągnęli z ramion strzelby, po czym kucając na jedno kolano przygotowali się do wystrzału. Gdy już mieli pociągnąć za spust, ich bronie zostały wytrącone nogą tajemniczego osobnika odzianego w czarny płaszcz. Nim zdążyli w jakiś sposób zareagować, czerwony obcas wylądował na ich twarzach, odrzucając ich dobre parę metrów dalej. Przez tłum gapiów przeszył się odgłos przerażenia.
- Hola, hola, panowie, co wy sobie myślicie? - Elen wyprostowała się, patrząc w stronę leżących mężczyzn. Ci podnieśli się powolnie do siadu, kręcąc przez chwilę ze zdezorientowaniem głowami i ocierając sączącą się z ich nosów krew. - Kierujecie broń przeciwko bezbronnemu dziecku?
- Ty... kim jesteś?! Wiesz co właśnie zrobiłaś?! - wybuchnął jeden z nich, a jego twarz wykrzywiła się w gniewnym grymasie.
- Oczywiście - odparła krótko spokojnym tonem - Sprzątam śmieci.
- Ty suko...! - Jeden z nich skierował pośpiesznie dłoń w kierunku leżącej nieopodal broni, lecz kula z pistoletu, która świsnęła obok jego ręki odciągnęła go od tych zamiarów.
- Cała przyjemność po mojej stronie - powiedziała ironicznie, kłaniając się przy tym teatralnie - Radzę ci nie wykonywać zbędnych ruchów, w przeciwnym razie może się to źle dla ciebie skończyć.
Zdrętwiał, dostrzegając wyłaniający się spod jej kaptura szeroki uśmiech.
- Co wy wyprawiacie?! Zabijcie tą gnidę! - Pulchna kobieta w szerokiej, bordowej sukni z oburzeniem wskazywała w ich kierunku koronkowym wachlarzem tego samego koloru. Drgnęła jednak, gdy nieznajoma wycelowała w jej kierunku lufę srebrnego flintlocka.
- Lepiej będzie, jeśli zamkniesz tą oblaną tłuszczem gębę, arystokratyczna szmiro.
Te słowa odrzuciły kobietę o parę kroków, która z wyraźnym oburzeniem i niedowierzaniem zaczęła czerwienić się ze złości. Dygocząc lekko wskazała w jej kierunku wachlarzem, unosząc dumnie głowę do góry.
- Co za brak wychowania! Jak śmiesz odzywać się do mnie takim tonem?! Straże! - Tu spojrzała na mężczyzn, którzy zdołali już podnieść się z ziemi oraz tych, którzy nadbiegali w ich kierunku. - Macie natychmiast zrobić z nią porządek, inaczej Rada się o tym dowie!
Na te słowa mężczyźni drgnęli gwałtownie, a ich twarze wykrzywiły się w grymasie przerażenia. Elen zmarszczyła lekko brwi, zaskoczona tym faktem, jednak po chwili zdała sobie sprawę, że ma większy problem na głowie. Grupa około 10 mężczyzn zmierzała w jej kierunku, ściągając zawieszone na ramionach bronie z zamiarem przygotowania się do ich użycia. Przeklęła cicho pod nosem, po czym zwinnym ruchem zaczęła wskakiwać na pasiaste markizy znajdujące się nad wejściami do sklepów i oknami domów, udaremniając w ten sposób próbę jej schwytania. Zdezorientowani strażnicy przez krótką chwilę odprowadzali ją wzrokiem, lecz po nagłym oprzytomnieniu spowodowanym krzykami pulchnej kobiety zerwali się do biegu wzdłuż ulicy, rozdzielając po chwili na kilkuosobowe grupy. Część z nich skręciła w ciemne uliczki, inni natomiast zaczęli wspinać się na dach po pozłacanych drabinkach przymocowanych do kilkupiętrowych budynków.
Spojrzała na nich przez ramię z kpiącym uśmiechem, dalej biegnąc przed siebie. To nie tak, że nie dałaby im rady - pokonanie ich szacowała na około 10, góra 15 sekund - ale teraz nie miała na to czasu. Wciąż nie wiedziała, gdzie miało nastąpić przekazanie broni, na dodatek ratowanie życia tej smarkuli całkiem zmieniło plan jej działania. Parsknęła śmiechem. Przecież ona nigdy nie miała czegoś takiego.
Wskoczyła zwinnie na skraj dachu, rozglądając się uważnie w obie strony. Zrobiła krok w przód, lecz po chwili gwałtownie odchyliła się do tyłu, bez najmniejszego trudu łapiąc tym samym równowagę. Kula świsnęła kilka centymetrów od jej twarzy, po czym poleciała dalej, znikając po chwili z pola widzenia.
Skierowała wzrok na stojącego parę metrów dalej młodego mężczyznę, który lekko zdyszany mierzył w jej kierunku z karabinu. Po jego napiętych na twarzy mięśniach wywnioskowała, że najwyraźniej zdał sobie sprawę, że jego przeciwnik nie jest żółtodziobem. Poprawił szybko osuwający się na jego oczy komiczny cylinder w kolorze identycznym jak jego mundur, po czym umieścił swój palec wskazujący z powrotem na spuście.
- Daruj sobie, chłopcze - Kobieta powolnym, acz pewnym krokiem ruszyła w jego kierunku - Wiesz doskonale, że nie dasz rady mnie zatrzymać, a już tym bardziej złapać.
- M-Milcz! - wydukał, próbując powstrzymać drżenie rąk - Zgodnie z paragrafem siódmym ustanowionym przez Radę Szlachecką zostajesz aresztowana... - Przerwał na chwilę, gdy nieznajoma stanęła przed nim - ...za zakłócanie spokoju i publiczne upokorzenie...
Zacisnęła mocno dłoń na lufie karabinu, bez zbędnego wysiłku wykrzywiając ją po chwili do góry.
- ...jednego z członków rodziny szlacheckiej... - Dokończył zdezorientowany żołnierz, który dopiero po chwili zdał sobie sprawę co właśnie się wydarzyło.
Kropelki potu w jednej chwili oblały jego pobladłą twarz, a miękkie kolana ugięły się pod nim. Nienadająca się już do użytku broń wysunęła się z jego dłoni, z głuchym łoskotem zderzając się z betonową nawierzchnią. Nie potrafił zrozumieć co właściwie się z nim dzieje, lecz wszystkie zmysły mówiły mu, że nie powinien nawet próbować walczyć z tą kobietą.
- Dobra decyzja - Poklepała go po ramieniu, udając się przed siebie.
Po postawieniu kilku kroków zatrzymała się jednak, po czym spojrzała przez ramię na wciąż przerażonego strażnika.
- Ta dziewczynka, którą ścigaliście... Kim była? - spytała, karcąc się po chwili w duchu za swoją ciekawość.
Mężczyzna drgnął lekko zaskoczony jej pytaniem, zerkając na nią ukradkiem.
- To... niedobitek. Z Abaddonu.
Z Abbadonu?
- Czym jest Abaddon? - spytała, zdając sobie sprawę, że ta wyspa skrywa o wiele mroczniejsze tajemnice niż sobie wyobrażała.
Nie było jej jednak dane usłyszeć odpowiedzi. Kolejni umundurowani mężczyźni wspięli się na dach, przygotowując się tym samym do ataku. Elen westchnęła ciężko, widząc że jednak nie obejdzie się bez potyczki. A miała załatwić całą sprawę bez żadnego rozgłosu...
- Jesteś zatrzymana! Podnieś ręce do góry i nie wykonuj żadnych niepotrzebnych ruchów! - zawiadomił rozkazującym tonem wąsaty mężczyzna, który sprawiał wrażenie bardziej pewnego swoich działań niż poprzedni, młody strażnik.
Ku ich początkowemu zdziwieniu kobieta bez żadnych protestów uniosła dłonie do góry w geście jednoznacznego poddania się. Opuścili lekko bronie, patrząc po sobie niepewnie. Stojący na ich czele mężczyzna wyciągnął kajdanki znajdujące się za skórzanym paskiem, pewnym krokiem zmierzając w jej stronę.
- Czy to kajdanki z Morskiego Kamienia? - W głosie Elen wyraźnie usłyszeć można było rozbawienie - Nie są tutaj konieczne, nie posiadam mocy Diabelskiego Owocu.
- Zamilcz - odparł ostro na jej słowa strażnik, zatrzymując się z zamiarem skucia jej. - Za spowodowanie zamieszania staniesz przed Radą Szlachecką.
Szeroki uśmiech pojawił się na jej twarzy, dezorientując go przez chwilę.
- Och, naprawdę? Niestety muszę odrzucić to jakże miłe zaproszenie. Mam tutaj ważną misję do wykonania.
Szybkim ruchem dłoni wytrąciła z jego rąk kajdanki, by po chwili uderzyć go kolanem w brzuch. Z ust mężczyzny wydobył się niemy jęk i po chwili zginając się w pół upadł na betonowy grunt. Nim inni zdążyli zorientować się, co tak naprawdę miało teraz miejsce, Elen wytrąciła nogą broń jednemu z bliżej znajdujących się strażników, a następnie podcięła mu stopy w celu pozbawienia go równowagi. Ten zachwiał się przez moment, spadając po chwili z krawędzi dachu. Wylądował jednak bezpiecznie na jednym z pasiastych, sklepowych markizów, nie doznając w ten sposób żadnych urazów. Nie mając zamiaru zajmować się strażnikami ani chwili dłużej, podskoczyła nad kolejnym z nich, po czym opierając dłoń na jego głowie i robiąc w powietrzu salto znalazła się w momencie za jego plecami. Dobiegła do oddalonej o parę metrów krawędzi dachu, po czym bez chwili wahania skoczyła wprost do ciemnej uliczki, zatapiając się w jej cieniu.
Siedzący po turecku na sąsiednim dachu mężczyzna ubrany w czarny garnitur, sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki po mały den den mushi, po czym wybierając odpowiedni numer wsłuchiwał się przez chwilę w sygnał oczekujący na odbiór drugiej strony. Słysząc po chwili ciche pyknięcie i następujące je chrząknięcie uśmiechnął się szeroko, przysuwając słuchawkę bliżej swoich ust.
- Co jest? Mam nadzieje, że to coś ważnego, jestem teraz zajęty - Głęboki, męski głos po drugiej stronie wykazywał wyraźne znudzenie i irytację.
- Spokojnie, mam dobre wieści. Wygląda na to, że już przybyła.
Przez krótką chwilę po drugiej stronie słuchawki panowała cisza, lecz szybko zastąpiona została przez odgłos wyraźnego zadowolenia.
- Och, naprawdę? Widzę, że nie kazała na siebie długo czekać. Myślisz, że wie o miejscu przekazania broni?
- To raczej mało prawdopodobne. Jednak nie radziłbym jej nie doceniać, wiesz jakie ostatnimi czasy spowodowała zamieszanie.
- Nie musisz mi tego mówić. Jeśli już się zjawi, na pewno będziemy na to przygotowani. Informuj mnie na bieżąco.
- Oczywiście, Barry - odparł z uśmiechem mężczyzna, kończąc tym samym rozmowę.
*
Elen oparła się o ceglasty mur w jednej z zaciemnionych uliczek, łapiąc tym samym oddech. Nareszcie udało jej się odciąć ten ogon ścigających ją strażników, wiedziała jednak, że poruszyła już całą wyspę do działania. Ten kraj skrywał wiele mrocznych tajemnic, a jej niepohamowana ciekawość popychała ją coraz śmielej do ich odkrycia. Odgarnęła opadające na jej twarz kosmyki hebanowych włosów, rozglądając się tym samym dookoła. Kapiące z uszkodzonej dachowej rynny krople wody opadały na ziemię z charakterystycznym dźwiękiem, tworząc coraz większą kałużę. Gdzieś między pozostawionymi, drewnianymi skrzyniami i pudłami przemknął się zwinnie szczur, nie rezygnując z poszukiwania czegoś do jedzenia. Kobieta uśmiechnęła się lekko na ten widok.
- Chyba jesteśmy do siebie dość podobni - powiedziała, na co gryzoń zatrzymał się i przyglądając się jej swoimi małymi, czarnymi ślepiami wyglądał tak, jakby rozumiał jej słowa. Po chwili jednak słysząc cichy szelest zniknął za stertą poniszczonych kartonów.
Elen spojrzała w stronę z której dobiegał cichy, acz słyszalny szmer, po czym skierowała się w tę stronę, dostrzegając pośpiesznie chowającą się za jedną z dużych skrzyń bosą stopę. Znajdując się coraz bliżej celu sięgnęła po pistolet, zabezpieczając się tym samym. Jakie było jednak jej zdziwienie, gdy dostrzegła długowłosą dziewczynkę z nożem survivalowym w ręku, skierowanym w jej stronę. W jej przez chwilę przestraszonych oczach zagościło wyraźne zaskoczenie.
- Jesteś tą dziewczynką, którą ścigali - Czarnowłosa ściągnęła dłoń z broni, odczuwając tym samym ulgę.
Ta wydała z siebie okrzyk zdziwienia, zdając sobie sprawę kim jest stojąca przed nią osoba.
- To pani ich wtedy powstrzymała! - Podniosła się na równe nogi, otrzepując i tak brudną już sukienkę z kurzu. - Dziękuje. Nikt inny w tym mieście nigdy by czegoś takiego nie zrobił. - Tu jej głos zniżył się, a oczy lekko posmutniały.
Kobieta przyjrzała się jej uważnie, lecz przez zasłaniające jej piegowatą buzię długie włosy nie potrafiła zweryfikować, co tak naprawdę teraz odczuwa.
To niedobitek. Z Abaddonu.
Jej brew drgnęła lekko, przypominając sobie wcześniejsze słowa strażnika.
- Hej - zaczęła, na co dziewczynka podniosła na nią wzrok - Czym jest Abaddon?
Drobna twarzyczka zielonookiej momentalnie pobladła, a jej jasne źrenice rozszerzyły się pod wpływem przerażenia.
- Skąd... Skąd wiesz o Abbadonie?! - krzyknęła, kierując wciąż trzymany nóż w stronę kobiety - Ty również chcesz się nas pozbyć?!
Zdumienie Elen wzrastało z każdym wypowiedzianym przez dziewczynkę słowem. Westchnęła jednak, oglądając się przez chwilę za siebie.
- Ciszej, bo jeszcze ktoś nas usłyszy.
- Odpowiedz! Wysłał cię ktoś z Rady Szlacheckiej?! - Ścisnęła mocniej nóż wyślizgujący się z jej spoconych dłoni.
Kobieta nie przejmując się za bardzo zachowaniem dziewczynki sięgnęła do kieszeni po papierosa, odpalając go po chwilowym poszukiwaniu zapalniczki. Po chwili chwyciła go między dwa palce, wypuszczając dym z ust.
- Posłuchaj, dziecko. Nie wysłała mnie żadna zakichana Rada Szlachecka, nawet nie mam pojęcia co to w ogóle jest - powiedziała spokojnie, krzyżując ręce na piersiach. - Po drugie odłóż ten nóż. Nie jesteś za młoda na używanie czegoś tak niebezpiecznego?
Zaśmiała się w duchu. Ktoś dawno temu zadał jej dokładnie to samo pytanie. Co za ironia losu.
- Skąd mam mieć pewność, że mówisz prawdę?! - Zielonooka widocznie zignorowała drugą część jej wypowiedzi, nie zmieniając swojego nastawienia.
Elen wpatrywała się w nią przez dłuższą chwilę w milczeniu, by po chwili odwrócić się na pięcie i ku zaskoczeniu dziewczynki skierować w swoją stronę.
- Jeśli mi nie wierzysz to już twój problem - rzuciła za siebie, nie zatrzymując się - Nie mam najmniejszego zamiaru tłumaczyć się przed taką małolatą jak ty.
- P-Proszę zaczekać! - zawołała po krótkiej chwili wahania, upuszczając nóż - Nie musi mi pani nic mówić!
Zatrzymała się na te słowa, odwracając z powrotem w jej stronę. Zbyt łatwowierna - przemknęło jej przez myśl - W innej sytuacji mogłaby przypłacić to życiem. Jest aż tak zdesperowana?
- Pani jest silna, prawda? - Ton jej głosu brzmiał bardziej jak stwierdzenie niż pytanie - Widziałam, jak pokonała pani tych strażników - Jej oczy momentalnie zabłysnęły jasnym blaskiem, wpatrzone cały czas w stojącą parę metrów dalej kobietę.
- Przestań już z tą "panią" - burknęła czarnowłosa, rzucając niedbale papierosa obok siebie - Nie jestem jeszcze taka stara.
- Och, przepraszam - powiedziała wyraźnie zmieszana, spuszczając na chwilę wzrok - Jestem Nina. A ty?
Wahała się przez chwilę, nie będąc pewną czy powinna je zdradzać. Ile to już minęło czasu odkąd komuś je zdradziła? Zbyt wiele by mogła pamiętać.
- Elen - powiedziała krótko, odczuwając tym samym ulgę. Tak, jakby tłumiła w sobie coś, czego pod żadnym pozorem nie mogła powiedzieć publicznie. Chyba naprawdę było z nią coraz gorzej. - Opowiesz mi, co tak naprawdę dzieje się w tym kraju?
Nina skinęła lekko głową, zaciskając mocno wargi. Tutaj naprawdę rozchodziło się o coś poważnego.
*
Dziewczynka wdrapała się na dużą, drewnianą skrzynię, po raz kolejny poprawiając podartą sukienkę. Jej duże, zielone tęczówki spoczęły na postaci opartej o ceglasty mur, spokojnie oczekującej na rozwianie wszystkich wątpliwości związanych z historią tej wyspy.
- Nie wiem kiedy dokładnie to się stało... - zaczęła, spuszczając wzrok na swoje kolana - Kiedy się urodziłam, wszystko wyglądało już tak jak w teraźniejszym stanie.
- Czyli za dużo się nie dowiem... - przemknęło przez myśl Elen, która westchnęła w duchu.
- Jednak to miejsce nie od zawsze nazywało się Thorpe Bank - ciągnęła dalej - Wyspa ta nosiła kiedyś nazwę Abaddon.
Kobieta zmarszczyła lekko brwi.
- Więc dlaczego...?
- Moja mama zna całą tą historię. Sama była tego świadkiem - Smutny uśmiech pojawił się na pobladłej twarzyczce Niny - Nikt jednak nie chce wracać wspomnieniami do tamtych czasów. Teraz liczy się tylko to, żeby przetrwać i nie dać się złapać. Niedobitkom z Abbadonu pisana jest jedynie śmierć.
Czarnowłosa przyglądała się jej w milczeniu. Mimo młodego wieku posiadała niezwykle bogaty język. Wygląda na to, że już od najmłodszych lat musiała walczyć o przetrwanie i bardzo szybko wkroczyć w świat dorosłych. Świat był naprawdę okrutny.
- Zaprowadzisz mnie do niej? - spytała, zapominając całkowicie o swojej pierwotnej misji. Barry może poczekać.
Twarzyczka dziewczynki rozjaśniła się momentalnie, a błysk ponownie zagościł w jej oczach.
- Ty również chcesz nam pomóc?! - Prawie krzyknęła, lecz opamiętała się, zdając sobie sprawę że ktoś może ją usłyszeć.
Elen zamrugała kilka razy, wyraźnie zaskoczona tym stwierdzeniem.
- Co ma oznaczać "ty również"? Poza tym nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek wspomniała o jakiejkolwiek pomocy. Mam tutaj inną sprawę do załatwienia.
- Pomożesz nam tak samo, jak ci panowie rewolucjoniści! - Nina całkowicie zignorowała skierowane do niej słowa, będąc całkowicie ogarniętą przez nieopisaną euforię.
- Rewolucjoniści? - spytała jakby samą siebie, zdając sobie sprawę, że gdzieś ostatnio obił jej się o uszy ten termin.
Rewolucjonista Dragon. Tak, to imię już nie raz pojawiało się w gazetach. Postać owiana tajemnicą, która zaistniała dość niedawno, niedługo po egzekucji Gol D. Rogera. W ciągu tych dwóch lat zdążył urosnąć w siłę, ciągnąc za sobą ludzi wyznających te same ideały, mających podobne cele. Dlaczego to robił? Co było tego przyczyną? Tego nie wiedział nikt. Był niczym postać-widmo, pojawiał się i znikał, pozostawiając po sobie wyraźny i odczuwalny dla świata, a w szczególności dla Rządu ślad. Mimo tak zachłannych prób jego schwytania nikt nie zna nawet jego nazwiska, korzeni, a nawet twarzy, co czyni go najbardziej nieuchwytną osobą na świecie.
- Elen-san? - Zaniepokojony głos Niny wyrwał ją z rozmyśleń - Wszystko w porządku?
- Tak - rzuciła beznamiętnie, po chwili prostując się - Mam jeszcze jedno pytanie - skoro nie jesteście tutaj mile widziani to gdzie się ukrywacie?
Dziewczynka w milczeniu wskazała palcem na ceglasty grunt. Elen dopiero po krótkiej chwili olśniło co ma przez to na myśli.
- Mieszkacie pod ziemią?
Ta tylko skinęła głową.
- W kanałach. To jedyne miejsce, gdzie nigdy nie zaglądają.
Jej zdumienie ponownie wzrosło. Naprawdę przez tyle lat dawali sobie radę w takich warunkach?
- Nie boicie się, że któregoś dnia może się to zmienić? - spytała, przyglądając jej się tym samym uważnie, chcąc wychwycić każdy mimiczny ruch przemykający po jej twarzy.
Nina jednak nawet nie drgnęła, była niczym kamienny posąg. Wzruszyła tylko bezradnie drobnymi ramionami, na co kobieta wzdrygnęła się lekko.
- Pogodziliśmy się już ze swoim losem. Mimo to jednak nikt z nas nie chce umierać.
To chyba jedyna rzecz, która odróżnia ich od zwierząt - To jedyne racjonalne zdanie, które przeszło Elen przez myśl. Prawda ta była bolesna, lecz jak najbardziej rzeczywista.
- No dobrze - Poprawiła nasunięty przez cały czas na głowę kaptur, wzdychając po chwili. - Zaprowadź mnie tam. Po takiej ilości informacji muszę zobaczyć to na własne oczy - Widząc ponownie ukazujący się na twarzy dziewczynki zachwyt odwróciła wzrok - Nie bierz tego za bardzo do siebie. Wciąż nie powiedziałam, że mam zamiar wam pomóc.
Ta tylko skinęła z uśmiechem głową, zeskakując żywo ze skrzyni. Zebrała leżące na ziemi jabłka i bochenek chleba, po czym z żywym błyskiem w oczach ruszyła w lewą stronę. Elen w milczeniu ruszyła za nią, nie zadając już żadnych pytań.
Przemieszczały się po wąskich, spowitych w mroku uliczkach już dobre paręnaście minut, przez co Elen zaczęła powoli tracić cierpliwość. Jak długo jeszcze będą tak błądzić?!
- Elen-san - Głos Niny sprawił, że drgnęła lekko.
- Co?
- Dlaczego wciąż nosisz kaptur? Nie chcesz żeby ktoś zobaczył twoją twarz?
- Sama sobie odpowiedziałaś, więc po co pytasz?
- Jesteś poszukiwana?
Co za ciekawska smarkula.
- Mam lekko na pieńku z Rządem i Marynarką.
- Tutaj nie ma nikogo z nich, możesz go ściągnąć - Zachęciła z uśmiechem, wywołując u niej jeszcze większy wzrost irytacji.
- Nie będzie mi rozkazywać ktoś mający metr czterdzieści wzrostu - Rzuciła chłodnym tonem, lecz to wcale nie spełniło zamierzonego skutku. Wręcz przeciwnie.
- Jesteś aż tak brzydka? - Uśmiech na jej ustach poszerzył się.
Elen poczuła, jakby ktoś porządnie uderzył ją w twarz.
- Ty mała...! - Zaczęła, dygocząc przy tym ze złości.
Nagle jednak pociągnęła dziewczynkę w stronę metalowych kontenerów, zakrywając jej usta dłonią, gdy ta - lekko zdezorientowana, otworzyła je z zamiarem zapytania o powód tego nagłego czynu. Przylegając mocno plecami do zimnej, metalowej ściany, czarnowłosa wychyliła się nieznacznie, dostrzegając szybko poruszające się cienie rzucane na mur prostopadłej uliczki. Po chwili sylwetki trzech umundurowanych mężczyzn mignęły jej przed oczami, znikając w pośpiechu za zakrętem. Zmarszczyła lekko brwi. Wygląda na to, że nie zajmowali się już poszukiwaniem jej osoby, czy też siedzącego obok niej "niedobitka" z Abaddonu.
- Elen-san... - Mruknęła niewyraźnie Nina, mając wciąż zasłonięte dłonią usta.
Kobieta puściła ją, na co ta wzięła kilka głębokich wdechów. Wyjrzała po chwili na uliczkę, którą przed chwilą przebiegali żołnierze.
- Chyba bardzo im się śpieszyło - skomentowała, gdy obie były już całkowite pewne braku zagrożenia.
- Na to wygląda - mruknęła Elen, błądząc dalej w swoich myślach - Pośpieszmy się. Daleko jeszcze do tego zejścia?
Ta pokręciła przecząco głową, wskazując palcem w lekko oświetloną uliczkę, tą samą, którą przebiegli mężczyźni.
- To zaraz tutaj.
Czarnowłosa wstała, kierując się pośpiesznie we wskazanym kierunku.
- Z-Zaczekaj...! - Nina szybko podążyła za nią, wyprzedzając ją po chwili.
Upewniając się jeszcze, że w najbliższej okolicy nie ma już nikogo, zatrzymały się przed okrągłym włazem studzienki kanalizacyjnej. Dziewczynka chwyciła oparty o mur metalowy pręt, po czym wsuwając go w niewielki otwór pchnęła go mocno do przodu. Wieko przesunęło się z ciężkim skrzypnięciem, zatrzymując się po chwili.
Nina przetarła czoło zewnętrzną stroną dłoni, pozbywając się kilku pojedynczych kropelek potu. Wzdychając ciężko, po czym odstawiając pręt na miejsce, spojrzała z uśmiechem na Elen, która lustrowała ciemną otchłań, w której jedyną widoczną rzeczą był początek metalowej drabinki prowadzącej w dół.
- Możesz zejść pierwsza - powiedziała - Będę musiała nasunąć wieko z powrotem.
Kobieta rzuciła na nią krótkie spojrzenie, po czym bez słowa rozpoczęła wędrówkę w ciemną otchłań. Do miejsca, o którym słońce zapomniało już dawno. Pogrążonego w wiecznym, nieustępującym mroku. Do otchłani zwanej Abaddonem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Po wielu trudach i mękach wreszcie udało mi się napisać ten rozdział. Pierwotnie miał być dwa razy dłuższy, jednak po dłuższym zastanowieniu i radom (dzięki, Ayo) postanowiłam rozbić akcję na tej wyspie na dwa rozdziały.
No cóż, teraz czas zabrać się za pisanie rozdziału 3. Dziękuje wszystkim za wsparcie i komentarze, które są dla mnie niezwykle motywujące. W opisie bohaterów jeszcze dzisiaj powinna pojawić się postać Niny.
Tak więc do następnego i Szczęśliwego Nowego Roku!
Świetny rozdział juz nie mogę się doczekac kolejnego, bardzo wciąga :)
OdpowiedzUsuńHm.. Czyżby Abaddon był czymś w rodzaju Ohary? Tak mi się skojarzyło w pierwszej chwili. I ta Nina, troszeczkę jak Robin. Niezmiernie mnie ciekawi, czymże właśnie jest (był?) ten Abaddon. Skoro cierpią takie prześladowania, to może Ci ludzie znają jakąś tajemnicę, niewygodną dla bogatej arystokracji tego miasta? A może to ma powiązania nawet ze Światowym Rządem? Oj, pewnie wybiegam za daleko, ale zaintrygowałaś mnie niezmiernie tym rozdziałem!
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na następną część. No i życzę dużo wolnego czasu i weny!
[morskie-szalenstwo epilog]
Kira-san, kiedy wracasz? :(
OdpowiedzUsuńRozdział cały czas się pisze, myślę że niedługo powinnam go skończyć :) Zostało mi jeszcze parę wątków do opisania.
Usuń